sobota, 4 marca 2017

Skryci za Maską ~ Rozdział 1

      Popatrzyłam na Adriena, wychylając powoli się za drzewa. Ja cię, jaki on jest przystojny! Piękne zielone tęczówki, uśmiech jak z reklamy, włosy blond o perfekcyjnej barwie... Był dla mnie wprost idealny, niezależnie jak na niego spojrzałam. Nagle podczas mojego stanu zauroczenia jego osobą, on odwrócił głowę akurat w moją stronę i gdy zorientował się że na niego patrzę, zaczął machać do mnie delikatnie ręką z uśmiechem na twarzy. Szybko schowałam się z powrotem, próbując zapanować nad moim rumieńcem, który pojawił się z szybkością światła. Ja nie mogę, ja nie mogę, no ja nie mogę! Pomachał mi! Jaki on jest słodki!! Awww...Emmm... Serio...? Znowu...? No kurde, Marinette, uspokój się, relaks - głęboki wdech... Yyyych! Aaach... Yyyych! Aaaaach...
      Oddychałam, próbując się opanować, z jakże pięknym wdziękiem hipopotama... Jakież to cudaczne. Z natury wcale nie jestem taka nieśmiała i wcale się tak głupio nie zachowuje. Tak tylko się dzieje, gdy ON znajduje się w zasięgu mojego wzroku. Wtedy moje serce wariuje, a mój mózg odłącza się od ciała. Udaje mu się zapanować na powrót nad mą postacią tylko w sytuacjach kryzysowych. Dziwnie być zakochanym tak do szaleństwa jak ja.
      Położyłam ręce na twarzy i powoli, podpierając się plecami o korę, usiadłam na trawie pod drzewem, które znajdowało się w parku. Czemu to tak się zawsze kończy? Potrafię być przy nim opanowana jedynie w klasie i tylko gdy załatwiamy sprawy szkolne, chociaż i to wymaga wielkiego wysiłku z mojej strony. Przy relacjach innych niż sprawy wymienione powyżej staję się nerwowa i zaczynam mówić bez sensu. Powoli odkryłam twarz i po dłuższym czasie opuściłam dłonie, kładąc je na zgiętych kolanach przede mną, po czym ponuro spojrzałam przed siebie.
      Park był naprawdę piękny. Zwłaszcza jesienią. Ławki pomalowane na zielono wręcz idealnie
współgrały z ową jesienną tonacją kolorystyczną. Dzieci wokoło biegały i się śmiały, jakby znajdowały się w swoim świecie. Także wszędzie liście o zabarwieniu pomarańczowym i czerwonym tańczyły z niebywałą subtelnością z delikatnym wiaterkiem, a następnie również z gracją opadały na ziemię. Końcówki moich warg uniosły się mimochodem, oczy delikatnie zaś zmrużyły. Przyjemnie było patrzeć na taką chwilę. Zwłaszcza, że słońce milutko świeciło, a prawie żadnych chmur. Chociaż trzeba przyznać, zrobiło się troszkę zimno. Czułam gęsią skórkę na karku, ale nic sobie z tego nie robiłam. Mam nauczkę, że nie zabrałam jakiegoś szalika czy apaszki. Delikatnie drżałam. Nagle błękitny materiał, i to dość znajomo wyglądający, mignął mi w kącie oka.
      - Zimno dzisiaj, trzymaj - usłyszałam ciepły i czuły głos za moim lewym ramieniem, który ku mojemu przerażeniu, BYŁ ZNAJOMY!
      Dzięki szybkiemu obrotowi mojej głowy przed moimi oczami znajdował się nie kto inny jak Adrien. Na moich policzkach zaczynał płonąć szkarłat, więc złapałam szalik chłopaka i zawinęłam prędko wokół swojej szyi i policzkach zakrywając właśnie je najstaranniej jak mogłam. Potem wyszeptałam półgłosem, tak że niemal niesłyszalnie:
      - Dziękuje...
      Bałam się, że powiedziałam to jednak zbyt cicho. Najwidoczniej on jednak usłyszał, ponieważ uśmiechnął się i kiwnął głową. Następnie jakby gdyby nic usiadł koło mnie, opierając się i wyprostowując nogi. Gdy znalazł się tak blisko mnie, tak że jego ramie dotykało mojego, spowodowało to u mnie kolejny dreszcz. Tym razem z podniecenia i radości. Zdawało mi się, że szalik już niewiele zakrywa. Czułam że cała moja twarz już przypomina dojrzałego pomidora. Kurczę, jestem taka dziwna!
     Jednak Adrien nie zdawał się zauważyć mej "pięknej" twarzyczki, zaś musiał odczuć me drżenie. Musiało mu się zdawać że jest mi nadal zimno, ponieważ usiadł prosto i zaczął zdejmować swoją koszulę. Czy on nie ma pod spodem samej podkoszulki?! Zaczęłam się denerwować, że tak się o mnie martwi, więc zaczęłam gorączkowo machać rękami na krzyż .
      - Adrien, nie!! - ups, trochę zbyt nerwowo to powiedziałam! - Yyy... Znaczy... nie musisz... Nic mi... nic mi się nie stanie. Wystarczy mi ten szalik... Dobrze?
      - Na pewno?
      W tej chwili nie było mi ani trochę zimno. Było mi bardzo gorąco. Moje policzki to istny piec.
      Popatrzył na mnie. Czułam jak jego wzrok przeszywa mnie na wskroś. Szybko skinęłam głową, odwróciłam wzrok i udałam, że na coś się patrzę. Siedzieliśmy tak jakiś czas, po czym uformowało się między nami coś na wzór rozmowy, o ile się to uznaje, jeśli jedna strona próbuje rozmawiać, a druga, ta bardziej zawstydzona, pojękuje jakieś przypadkowe dźwięki. Jakimś cudem w końcu udało mu się otworzyć paszczę i zacząć gadać jak normalny człowiek (no dobra, nie do końca, ale przynajmniej prawie wcale się nie jąkałam (no dobra, nie jąkałam się na tyle, że brzmiałam przez połowę czasu normalnie)). Zaczął się mnie pytać co tam u mnie, jak minął dzień, co lubię robić, a ja się wypytywałam go o wszystko, o czym pomyślałam. Czas upływał bardzo przyjemnie. Nim się zorientowałam słońce znajdowało się już nisko na niebie, gotowe by powoli zajść. Rozmowa byłą bardzo przyjemna, dopóki jakoś nie gdy zeszliśmy na temat superbohaterów (nie pytajcie jak). On wtedy zamilkł na chwilkę, po czym otworzył usta, tak jakby starał się coś mi powiedzieć, ale szybko je zamknął. Westchnął wkurzony. Kątem oka zaobserwowałam że jego oczy przybrały smutny wyraz, a twarz stała się deczko różowa.
      Ni stąd, ni zowąd do moich uszu dotarł do płacz dziecka. Coś musiało się stać. Szybkim ruchem się podniosłam. Powoli zaczęłam zdejmować szalik, mówiąc, że muszę się zbierać. Wtedy on położył rękę na moim ramieniu i powiedział: "oddasz jutro". Kiwnęłam głową i pobiegłam szybko przed siebie, szukając jakiegoś bezludnego miejsca, w którym bym mogła dokonać transformacji. Wbiegłam w uliczkę, której nikogo nie było, tylko kontener na śmieci i parę pudeł. Gdy już miałam otworzyć torbę i zawołać Tikki, zza kontenera wykroczyła postać, która zwykle się pojawia po mojej transformacji i z którą zazwyczaj powstrzymuję zło w tym mieście. Był to Chat Noir. Miał na sobie swój zwyczajowy czarny kombinezon z ogonem z długiego paska "a'la do spodni" (jak to zwykłam nazywać), maskę na pół twarzy, która sprawiała, że jego białka w oczach przyjmowały zielone zabarwienie, jak i jego tęczówki oraz kocie uszka zatwierdzone na półdługich jasnych blond włosach. Co za traf, że musiał się zjawić akurat teraz. Już raz spotkałam go gdy byłam w swojej postaci, lecz było to z innej przyczyny. Teraz będę musiała czekać aż sam opuści to miejsce i wtedy będe mogła w końcu to zrobić. Jednak wcale nie miał zamiaru mnie opuścić. Uśmiechnął się zuchwale i przywitał mnie z dosyć wesołym głosem, jakby coś wprawiło go w dobry humor.
      - Cześć Marinette! Dawno się nie widzieliśmy od czasu, gdy ratowałem świat przed twoim kochasiem. Co tam u ciebie słychać?
      Narcystyczny jak zawsze, gdy jest przed jakąś "damą w opresji". Dobre sobie. Z tego co pamiętam, to razem ratowaliśmy miasto (bo gdzie tam świat, ale wymyśla -_-), ponieważ nawet w postaci mej skromnej osoby podpowiadałam mu to i owo. Cóż być może jego ego ulega zwiększeniu w towarzystwie, które musi być ratowane? No i kochaś? To, że podobam się chłopakom nic nie znaczy...
      Uśmiechnęłam się złośliwie i odpowiedziałam:
      - To czemu tracisz czas na rozmowie ze mną, zamiast ratować ten"świat"? - jednocześnie podkreśliłam palcami słowo świat.
      - Właściwie miałem to w zamiarze, gdy usłyszałem płacz dziecka, ale okazało się że po prostu wypuścił balona, wiec go złapałem i mu oddałem. Fałszywy alarm.
       Przynajmniej jedna dobra wiadomość wiadomość. Nie muszę się przemieniać.
       - Czyli co, masz czas wolny? Miłego spędzenia go, ja muszę lecieć. Pozdrów Ladybug.
       Przeszłam obok niego. Jakąś chwilę szłam w ciszy, gdy w pewnym momencie usłyszałam słowa:
      - Mogę cię o coś spytać?
      Jego głos nie był już tak pewny siebie jak poprzednio. Można było wyczuć w nim skrępowanie, ale słychać było nadzieję. Delikatnie zmarszczyłam brwi. Powinnam być już dawno w domu. Nawet nie odwracając się, spojrzałam zegarek. Wyszeptałam cicho "O cholera!" Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak jest późno! Zasiedziałam się w parku o jakieś półtora godziny za długo. Szybko biegnąc, krzyknęłam do tyłu:
      - Nie mam zbytnio czasu! Jeśli masz jakiś problem to zapytaj Ladybug!
       Wtedy on zdesperowany krzyknął:
      - Kiedy to właśnie chodzi o nią!
       Słysząc to, zatrzymałam się. Zaskoczona skupiłam wzrok na Chacie. Dopiero wtedy zdałam sobie, że sprawa musi być naprawdę ciężka. Jego oczy unikały mojego spojrzenia. Były wpatrzone w jakiś szczegół na murze i wyrażały wielkie zawstydzenie i uczucie bezsilności. Mogłabym wręcz przysiąc, że zaszkliły się. Z jego twarzy zniknął uśmieszek, który raczył wszystkich wokół. Za to ustąpiła miejsce dwóm czerwonym plamom po obu stronach jego buźki. Było widać jak bardzo jest poważny. Westchnęłam, po czym wzięłam w ręce telefon. Po kilkunastu sekundach klikania na nim i machania palcem, uśmiechnęłam się do niego.
      - Mam w tej chwili nieco czasu. Przejdziemy się gdzieś?

      Chwilę później znaleźliśmy się na dachu najwyższego wieżowca w pobliskiej dzielnicy. Przypominał balkon, taki dach jaki widywało się filmach. Idąc po betonowej powierzchni i patrząc na niebo, które w tej chwili zabarwiło się na różowo dzięki zachodzącemu słońcu, starałam się wyobrazić co by było gdyby teraz znajdował się tu ze mną Adrien. Gdyby podszedł do mnie i na tym tle pocałował czule... Uśmiechnęłam się pod nosem i cicho zaśmiałam. Może kiedyś?
      Cóż, w tej chwili jestem z Chatem Noirem. Czas mu pomóc. Nawet jeśli nie ma pojęcia, że to ja jestem Ladybug. Po prostu muszę udawać, że to nie ja. Proste.
      Podeszłam do dosyć wysokiej barierki i opierając się ramionami o nią, spytałam:
      - No to w czym problem?
      Cóż, tak szczerze to wiem w czym problem. Nie jestem taka głupia. Tylko dotąd myślałam, że nie jest tak poważny.
      Cicho chrząknął i zastanawiając się jeszcze jakiś czas powiedział:
      - Jestem beznadziejnie w niej zakochany... Nie wiem co robić. Niby przed nią udaje pewnego siebie i w ogóle, ale... ja... naprawdę chciałbym... by zauważyła, jak bardzo ją kocham... Co ja mam zrobić? - po czym ukrył twarz w dłoniach i próbował zapanować nad łzami.
      W tej chwili wyglądał on jak mały potulny i smutny kociak. Aż mi się zrobiło żal, że nie mogę odwzajemnić jego uczuć. Moje serce należy do Adriena...
     W tej samej chwili uświadomiłam sobie, że jestem w tak samo beznadziejnej sytuacji co facet przeciw mnie. Do moich oczu napłynęły łzy. Odwróciłam się od niego i utkwiłam spojrzenie gdzieś w dali. Gdzieś na zachodzącym słońcu, które wydało mi się bardzo piękne, jak również i smutne zarazem...
      Z łamiącym się głosem odpowiedziałam na jego pytanie:
      - Mnie nie pytaj... - po czym zaczęłam gorzko płakać. Brawo Marinette! Jeszcze tego brakowało, jeszcze przy tym kolesiu! Pewnie! Ale cóż, rozpłakałam się na dobre. Noir to usłyszał. Podszedł do mnie i przytulił.
      - Chyba oboje jesteśmy w kiepskiej sytuacji uczuciowej, nie?
      Wtulona w jego pierś mruknęłam potwierdzająco. A jakże! Oboje kochamy kogoś kto najwyraźniej nas nie kocha... Świat bywa okrutny. Położył swój podbródek na mojej głowie i powiedział:
       - Wypłacz się... Wiesz, z tego ile ciebie znam - nagle zaśmiał się nerwowo - znaczy... no... choć to bardzo mało... myślę że jesteś miła, sympatyczna i słodka momentami, więc dziwne, że twój wybranek tego nie widzi... Ale w sumie moja wybranka też tego nie widzi lub co gorsza po prostu ignoruje. Może w jej oczach jestem po prostu zadufanym palantem.... - gdy mówił ostatnie słowa, jeszcze z płaczliwym, choć w miarę męskim głosem, coś mnie ukłuło w sercu. Owszem, zdarzało się że tak myślałam. Zdaje się, że po prostu naprawdę byłam ślepa. Myślałam, że będąc Ladybug po prostu mnie wyrywa...
       Po chwili z pierścionka u jego dłoni dobiegło głośne pikanie. W jednej chwili moje łzy przeszły. Miło było się wypłakać, ale czas by zmykał, inaczej on się przemieni i ujawni mi swoją osobę.
        - Na co czekasz? Leć! Ze mną wszystko dobrze... Martw się raczej o siebie. A jeśli chcesz mej rady to możesz zaprosić Ladybug na randkę czy coś. Nie wiem czy się zgodzi, ale powiedz jej po prostu żeby dała ci szanse. Może zrozumie... - pociągnęłam parę razy nosem i wykrzywiłam swoje usta coś na kształt uśmiechu.
        Kiwnął głową, i przez łzy zawtórował moją minę. W błyskawicznym tempie zniknął z zakresu mojego widzenia. Cóż, ja też powinnam znikać, jest bardzo późno, słońce prawie całkowicie zniknęło za horyzontem. Znienacka Tikki wyskoczyła z torebki i przeleciała koło mojego nosa. Jest ona bardzo słodką istotką koloru czerwonego z kilkoma dużymi kropkami na ciele. Jej głowa z dwoma antenkami jest trochę większa niż reszta ciała, ale dzięki temu wygląda naprawdę słodko. Patrzyłam jak kręci się dookoła i mówi swoim wysokim głosikiem:
       - Czyli to znaczy, że dasz Chat Noirowi szanse?
       Delikatnie wzruszyłam ramionami.
       - A jak ci się wydaje? To przeze mnie tak cierpi. Niech przez chwilę będzie szczęśliwy...
       - A czy ty będziesz szczęśliwa? - wciąż się dopytywała. Zastanowiłam się chwilkę. To czy będę szczęśliwa, nie zależy ode mnie, tylko od drugiej strony. U kota jest tak samo. To wszystko zależy ode mnie.
      - Wiesz Tikki, to nie takie proste... W sumie mogłabym się spytać Adriena, czy nie chciałby się gdzieś ze mną wybrać, ale założę się, że nie będzie miał czasu czy coś w tym stylu.
      Oczy Tikki zalśniły dziwnym blaskiem. Och nie. Coś znowu jej zaświtało w głowie. Nie dałam jej dokończyć, gdyż od razu powiedziałam jej że już późno i naprawdę czas do domu. Westchnęła, lecz po chwili już rozpoczęła się transformacja. Gdy byłam gotowa, szybko zeszłam z budynku za pomocą mojego yo-yo. Szybko się rozejrzałam po okolicy, tak na wszelki wypadek gdyby działa się tu jakaś rozróba. Nie widząc nic niepokojącego, uspokoiłam się.
      Jako superbohaterka zawsze szybko się poruszam, więc nic dziwnego, gdy byłam w okolicy mojego domu po czasie 20-30 sekund. Jednak nie zdążyłam się do niego dostać. Moją drogę zastawił mi wielki czarny kot, szczerzący się od ucha do ucha z kolorkami na twarzy. Mowa tu oczywiście o Chat'cie. Najpewniej przyuważył mnie gdzieś w okolicy. Czyli nie mogę wejść do domu, bo będzie wiedział gdzie mieszkam. Świetnie! Po prostu znakomicie! Popatrzyłam na niego jak spod byka. Zrobił nieco zdziwioną minę, jednak nie stracił swojego dobrego humoru. Dziwne, bo jeszcze chwilę temu płakał. Czy Ladybug naprawdę tak na niego działa? Że miło podłego nastroju, pod wpływem ukochanej osoby zmienia mu się...? Kurde no, zastanów się Marinette! Przecież sama tak masz w towarzystwie Adriena! Wcale nie jesteś wyjątkiem! Zawsze zaczynasz uśmiechać się jak głupia, gdy do ciebie pomacha czy odezwie... Serio, naprawdę? Stuknęłam sobie w głową.
      Chłopak wydał się zaskoczony.
      - Czy ja ci może przeszkadzam?
      - Nie, to nie to... Po prostu coś sobie przypomniałam - przewróciłam oczami - a ty? co tu robisz?
      - Właściwie, to korzystając z okazji że cię zobaczyłem, chciałem się ciebie spytać... miałabyś może ochotę wybrać się gdzieś ze mną w najbliższym czasie? Nic takiego wielkiego, ale byśmy sobie pogadali czy coś takiego... Tylko nie skreślaj mnie na...
      Przerwałam mu w pół słowa.
      - W porządku. 
     Otworzył swoje usta szeroko ze zdziwienia.
      - Serio? Powiem szczerze, spodziewałem się jakiegoś wykrętu... Ale tak naprawdę, naprawdę?
      - Tak, naprawdę. No przecież sama ci to... znaczy... eee ... przecież... czasem, no muszę się jakoś rozerwać, czyż nie? - zaśmiałam się nerwowo. Za bardzo się rozpędziłam z tłumaczeniem. Brawo, jeszcze parę słów naprzód i się dowiedziałby kim naprawdę jestem. Brawa dla mnie.
      Pokręciłam parę razy głową, próbując się uspokoić. Gdy w miarę szybko ochłonęłam, spytałam się:
      - A właściwie gdzie mielibyśmy się spotkać?
      - Cóż, w pewnej szkole odbędzie się bal maskowy. Każdy może przyjść, niezależnie nawet czy tam się uczy, czy nie. No i z osoba towarzysząca mile widziana. Miałabyś ochotę?
      Hmm.. bal maskowy. Jeśli to jest to co myślę, to w mojej szkole. Jeśli zgodzę się pójść z nim, będę musiała się tak zamaskować, by żaden z moich znajomych mnie nie poznał. Zaraz.. przecież nie pójdę w kostiumie Ladybug, hello? To znaczy, że będę musiała iść jako Ladybug, nie wyglądając jak ona i jednocześnie tak, żeby on mnie poznał, a nie poznali mnie znajomi? Czyli najprawdopodobniej w ludzkiej postaci, ale zamasko... Aargh! Kurdę! Może zamiast snuć plany, najpierw się w końcu spytasz gdzie?
       Chyba wyczuł pytanie w moich oczach, które się zmrużyły, a brwi nad nimi wygięły się zaciekawione, gdyż zaraz odparł:
       - W tej szkole w sąsiedniej ulicy.
       HAHAHA. Szczęście mi nie dopisuje. Czyli z mych informacji wynika, że będę musiała przyjść zamaskowana tak, by on mnie poznał, ale na przykład Alya nie. Świetnie. No chyba że...
       - Dobrze. - Powiedziałam bez chwili wahania - Spotykamy się na miejscu, tylko powiedz mi jeszcze kiedy? - Wiadomo, że wiem, ba; ale on tego nie wie.
       - W sobotę, koło 18.


       Był piątek. Byłam właśnie przed szkołą, usilnie coś rysując w moim szkicowniku. Od paru godzin starałam zaprojektować jaką sukienkę. Jeśli teraz nic nie wymyślę, nie będę miała czasu jej uszyć! Jeżdżąc ołówkiem szybkimi ruchami po kartce, starałam nadawać sukience jakiś sensowny kształt. Przekreślając raz po raz swoje projekty i je gniotąc, wpadał coraz większą panikę. Kurczę, co wymyśle? Nawet nie zauważyłam kiedy przysiadła do mnie Alya.
       - Marinette, od rana tylko coś mażesz w tym zeszycie. Nigdy nie byłaś tak przejęta jakąś sukienką. Powiesz o co chodzi?
       Ups. No tak muszę coś wymyślić, nie może wiedzieć że to dla mnie, bo się domyśli jutro kim jestem.
       - Ach, po prostu... dostałam zamówienie, em... od takiej dziewczyny, potrzebuje jej na jutro... dostanę trochę kasy, a wiesz... yyy... ostatnio miałam ochotę kupić sobie te buty, co ostatnio się nimi zachwycałam... pamiętasz ich cenę, nie? Trochę muszę dorobić. Tylko boję się że kiepsko wykonam robotę i nie będzie chciała mi zapłacić. Rozumiesz?
       Łoł, dawno tak nie kłamałam... Chyba ostatnim razem, jak niechcący usunęłam z jej telefonu cenny dla niej filmik i nie chciałam, żeby się dowiedziała, że już go nie ma. Zresztą nieważne. Ważne było to, gdyż chwilę po mojej kwestii, aż podskoczyłam z wrażenia, gdy nagle znikąd tuż przy nas Adrian powiedział:
       - Robisz zamówienia? Super!
       Chwilę wcześniej siedziałam na kamiennych schodach, gdzie spokojnie opierając się o barierkę, rysowałam. Teraz znajdowałam się za barierką, ze zgiętymi nogami na niej, gdzie niespokojnie leżałam na trawie. Czy można być bardziej szalonym niż ja na widok ukochanego?! No chyba nie... BOŻE, CZEMU?!
       Alya i Adrien popatrzyli po sobie i wybuchnęli śmiechem. Dobrze, że tak zareagowali a nie inaczej. Żeby nie było krzyknęłam zakłopotana:
       - Nie strasz mnie tak! O mało zawału nie dostałam...
       - Hahah, sorry, nic sobie nie zrobiłaś? - spojrzał na mnie tymi swoimi przenikającymi moją duszę oczami i wyciągnął do mnie rękę.
       Zgadnijcie co! Gdy to zrobił, od razu moje policzki postanowiły zdradzić moje zawstydzenie! Normalnie ja pier... Uff uspokój się! Podałam mu rękę, po czym jednym silnym ruchem on podciągnął mnie do siebie. Zrobił to tak silnie, że nim się obejrzałam, już wpadłam mu w ramiona. Odwróciłam szybko wzrok zmieszana. Wtedy Alya podniosła oba kciuki do góry, mrugnęła i poszła. Tak! Świetnie! Ale.. ''nie zostawiaj mnie samej!'' bezgłośnie dałam jej znać moją rozpaczliwą wiadomość, na co machnęła ręką i tyle co ją widziałam. Dobrze mieć taką przyjaciółkę (ironia na ironii).
        Adrien szybko rozejrzał się po ziemi.
        - Kurczę, gdzieś tu upadł twój zeszyt... Aha! Tam jest! - po czym podniósł go, otrzepał z ziemi i podał, uśmiechając się przy tym uroczo - Proszę, trzymaj.
        Biorąc od niego notatnik, przypomniało mi się coś. Zaczęłam grzebać w torebce. W mgnieniu oka wyciągnęłam z niej długi niebieski szal. Na jego widok ucieszył się:
        - Więc się przydał? To wspaniale - i wziął go ode mnie.
        Usiadł po chwili na schodku, a ja obok niego, starając nie zwracać się na niego uwagi. Potrzebowałam koncentracji, a przy nim moje serce wariowało. Jednak nie mogłam odejść od niego tylko dlatego, gdyż byłoby to w stosunku do niego chamskie. Z całej siły próbowałam skupić się na projekcie. Tyle że pustka w głowie nadal dawała o sobie znać. Adrien nachyli delikatnie swoją głowę nad mój notatnik. Najwyraźniej domyślił się, że nie mam pomysłów, chociaż to było raczej oczywiste. Cały czas gryzłam ołówek i gorączkowo wpatrywałam się w pustą kartkę, starając się wymyślić coś ładnego, a jednocześnie w stylu Ladybug. Patrzył się jak niepewnie poruszam ołówkiem nad świstkiem papieru i staram się delikatnie dotknąć papieru, a gdy zdenerwowana położyłam ręce na głowie, zaproponował "pomóc ci"? Kiwnęłam dosyć energicznie głową. Szczerze, miałam dość, a w sumie każda pomoc wydaje się w miarę dobra.
       Wyrwałam jedną kartkę i mu ją dałam wraz z czymś do rysowania. Wpatrywał się chwilkę w te przybory, po czym ponownie spytał:
       - A czy twoja klientka ma jakieś wymagania? Wiesz, materiał, kolor, dodatki?
       Zastanowiłam się chwilę, jak przekazać mu informację. Wiadomo, potrzeba czerwonego materiału z czarnymi kropkami, z którego powstałaby sukienka która nie przypominałaby mojej superbohaterskiej kreacji, ale byłaby rozpoznawalna dla Chata Noira. No i potrzebna jest maska.
       - Cóż, ma być to sukienka, mówiła że lubi czarne groszki na czerwonym tle, bo na ogół tak się ubiera. Mówiła, że ma wyglądać troszkę magicznie... ech... właśnie nie wiem... z tego co rozumiałam to potrzebuje też maski, chyba wybiera się na ten jutrzejszy bal. Nie wiem jak zrobić, by spełnił jej oczekiwania.
       W miarę jak to mówiłam, jego oczy jaśniały i skrzyły się. W jednej chwili jego twarz się rozmarzyła, w tej jak powiedziałam "czerwony" oraz "groszki". W ciągu najbliższych minut bazgrał jak szalony, z każdą chwilą uśmiechając się coraz bardziej na widok swojego powstającego dzieła. Zaciekawiona spojrzałam mu przez ramie. Gdy dotknęłam delikatnie jego ramienia, zlękniona szybko się cofnęłam... Kurczę, nie zobaczę! Za bardzo się czymś takim przyjmuje, a najgorsze że nie mam na to wpływu!
       Moje zachowanie wyrwało go z stanu projektanta. Roześmiany pomachał mi kartką koło mojego nosa i spytał "chcesz zobaczyć?"
      Chwyciłam w palce arkusz i z wahaniem spojrzałam na projekt. To co tam się znajdowało, odjęło mi mowę! Był fenomenalny! Była ona w stylu pin-up girl z lat 80', tyle że dół był mocno rozkloszowany i miał wiele marszczeń przy linii bioder. Góra była przedstawiona gładko, była dopasowana do ciała, obcisła, z ramiączkami wiązanymi na szyi. Maska była zrobiona prosto, niemal identycznie jak ma Ladybug... ciekawe. W każdym razie, bardzo przypadło mi to do gustu. Kilka poprawek, parę przeróbek i voila! Sukienka jak marzenie! W sumie wszystko co zrobi Adrien jest dla mnie idealne... Ach...
       - Dziękuję, dziękuje, dziękuję! - nim się obejrzałam, rzuciłam mu się na szyję... na szyje?! O boże, o boże... co ja wyprawiam?! Na szczęście zareagował pozytywnie. Zaczął się śmiać.
       - Już dobrze, cieszę się, że mogłem ci pomóc. Akurat... miałem inspiracje - i nagle jego twarz stała się czerwona, a jego głos przyjął rozanielony ton - chciałbym by pewna dziewczyna ją założyła...
       Czyżby Adrien był... nie! Nie mogłam wierzyć własnym uszom. Wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi ustami. Spostrzegając moja minę, parsknął i z ironią w głosie chlapnął:
       - A co to za mina? Mam coś na twarzy?-
       - Czy ty jesteś zakochany? - zagadnęłam zdębiała
       Po tych słowach spalił raka. Opuścił wzrok i zaczął wpatrywać się w swoje czerwone trampki. Nie posmutniał, nic z tych rzeczy: Był po prostu zawstydzony. Mimo wszystko, jego wargi nadal rozciągały się w szerokim uśmiechu, a oczy... te jego oczy wykazywały olbrzymią radość,  jakby wygrał co najmniej milion. Po chwili z jego ust wydobyło się parę dzwięków:
       - Tak... Jestem beznadziejnie zakochany. Czasem nie wiem co robić, gdy jestem z nią. Jestem wtedy zbyt pewny siebie, cóż, za bardzo mi odbija w jej towarzystwie i w ogóle... chociaż nie mogę teraz narzekać na brak szczęścia. Zgodziła się na randkę ze mną jutro... Zobaczę co z tego wyniknie, ale jestem przepełniony szczęściem...
       Słuchałam go wpatrzona w szkic. Widać było, że przykładał się do niego, jakby myślał o kimś specjalnym. W jednej chwili zrobiło mi się strasznie smutno. Z jednej strony cieszę się, że on jest szczęśliwy, ale z drugiej ja nie jestem... Poczułam na policzkach mokry płyn. O nie! Nie może mnie zobaczyć w takim stanie... Przeprosiłam go z wymówką, że źle się czuję i pobiegłam jak najszybciej do toalety... Słyszałam jak zawołam do mnie zdziwiony.
       Zamykając drzwi na spust, usiadłam na sedesie i rozryczałam się jak mała dziewczynka. Minęło sporo czasu, zanim się uspokoiłam. Gdy wyszłam, szkoła była pusta. Wyjęłam telefon by sprawdzić godzinę. Trwały lekcje, więc nic dziwnego. Jednak daruję sobie lekcję. Chce do domu...

        By nie skupić się na moim smutku, po powrocie od razu zaczęłam pracę z kiecką. Mimo tego, że byłam załamana, nie chciałam załamać kogoś innego. Taka już jestem. Jak z tym szalikiem... Nawet jeśli Adrien dostał go ode mnie, a nawet tego nie wiedział, to miło było widzieć, jak myśli, że dostał go od taty. Był wtedy taki szczęśliwy... Trudno. Muszę mieć nadzieję, że albo jednak mnie pokocha, albo... ja... się odkocham... Choć ciężko było o tym nie myśleć, z całej siły skupiałam się na szyciu, krojeniu materiału, robieniu marszczeń przy talii itp. Tak się zajęłam, że gdy się obejrzałam, za oknem zrobiło się już ciemno, a ja byłam głodna. Właśnie gdy miałam zrobić sobie przerwę, po moim pokoju rozległ się sygnał telefoniczny. Od razu rzuciłam się na łóżko i próbowałam wygrzebać telefon z gromady ścinków materiałów. Spojrzałam na wyświetlacz... O MATKO! 14 nieodebranych połączeń od Alyi! Odzywając się do telefonu typowym "halo?'', nie zdążyła minąć chwila, a tu słyszę wrzask:
        - No wreszcie? Co się stało? Nie było cię od południa w szkole! A Adrien powiedział mi na lekcji, że byłaś strasznie blada na twarzy... Martwił się o ciebie!
         Na dzwięk jego imienia poczułam ukłucie w sercu. A-Adrien martwił się o mnie?! Napra... Marinette, daj se z nim spokój. Przecież to nie znaczy, że się zakochał w tobie czy coś... Te durne moje nadzieje...
        - Alya, wiesz, nagle tragicznie się poczułam... Grypa żołądkowa i te sprawy. Chyba nie przyjdę jutro na tą imprezę...
        Alya nie była przekonana moją kwestią.
        - Przecież czułaś się dziś świetnie! Zwłaszcza, jak zostawiłam cię z Adrienem... Chyba że coś się stało?
        - Gdzie tam, po prostu źle się czuję... Obiecaj mi tylko, że zrobisz parę zdjęć i mi opowiesz jak było...
         Moja przyjaciółka szybko dała za wygraną. Krótko pogadałyśmy, ona życzyła mi powrotu do zdrowia, po czym się rozłączyła. Ociężała padłam na łóżko i leżałam tam jakiś czas, dopuki Tikki nie podfrunęła i przytuliła się do mojego policzka. Pogładziłam powoli jej grzbiet ręką i jakby ożywiona wstałam, biorąc się do pracy.


         Cała robota trwała aż do wyjścia. Ledwo wyrobiłam się by się uszykować, a ubiegający jak na wyścigu czas w niczym nie pomagał. Godzinę przed wyjściem przypomniałam sobie o masce, więc w pośpiechu poleciałam do sklepu by takową kupić, a następnie ją przerobić. Nie zdążyłam się nawet porządnie uczesać, więc rozpuściłam włosy, przejechałam parę razy szczotką i pędem pobiegłam przed szkołę. Szlag! Zapomniałam o marynarce! W końcu wieczór, będzie jeszcze zimniej niż za dnia! A olać to... Teraz biegnąc i to w dodatku na szpilkach, czułam rozchodzące się ciepło po moim ciele, które powstało pod wpływem wysiłku. Powinnam zwolnić... Lepiej, żeby nie widział mnie spoconej czy co. Ale nie mam czasu!
          Dotarłam na miejsce i spojrzałam na zegar. Było jakieś 10 minuty przed umówioną godziną. Ciężko dysząc oparłam się o drzewo i spojrzałam na godzinę w telefonie. No tak. Powinnam się domyśleć. Godzina musiała jak na złość przestawić się automatycznie. Ze złością włożyłam urządzenie z powrotem do torebki. Przynajmniej będę mogła się ogarnąć. Rozejrzałam się dokoła w poszukiwaniu blondyna. "Jeszcze go nie ma" pomyślałam z ulgą. Może to i lepiej. Wyjęłam lusterko i zaczęłam się przeglądać. Trzeba powiedzieć, że gdybym nie wiedziała o swojej prawdziwej postaci, nie poznałabym jej. Wyglądałam nawet na bardziej zamaskowaną niż jako Ladybug. Zwłaszcza te włosy. Niemal nigdy nie są rozpuszczone. Dzięki nim moja twarz wygląda trochę smuklej niż zwykle. Ale trochę dziwnie. Uśmiechnęłam się i zachichotałam cicho, zakrywając przy tym usta palcami.
          Ludzie zaczynali się już od jakiegoś czasu schodzić. Wiele osób nie wzięło sobie do serca słowa "bal maskowy" i przyszli ubrani jak na zwykłą dyskotekę. Chociaż widziałam parę par ubranych naprawdę elegancko z fajnymi maskami, które nie zdradzały kim dana osoba jest, mimo iż niektóre wydawały się znajome. Ale na przykład Alyę poznałam od razu, choć w sumie tylko dlatego, że sukienkę, którą miała na sobie uszyłam jej na tę okazję. Była ona biała, do kostek i miała wąski ramiączka.  Trzeba przyznać, żę wyglądała ślicznie. Kurczę tak chciałabym móc do niej podejść i pochwalić. Niestety mogłam się ograniczyć do minimum. Więc wyjęłam ponownie telefon i napisałam jej SMSa z paroma drobiazgami i pytaniem jak wygląda. Od razu wysłała zdjęcie i po chwili zachwycania się jej strojem odpisałam jej to, co chciałam powiedzieć jej na żywo. 
           Podniosłam wzrok z nad ekranu i ujrzałam mojego wroga, Chloe. Wystroiła się jak nie wiem. Sukienka do ziemi w złotych kolorach, wiele zdobień i błyskotek wziętych że tak powiem "z dupy". Trzeba przyznać, że wyglądała ładnie, ale jej szpan jest okropny. Nawet nie postarała się o maskę, ponieważ pewnie chciała, by wszyscy mogli się zachwycać jak jest bogata. Westchnęłam. Nie zawracajmy se nią głowy. Adrien i tak nie zwróci na ciebie uwagi. Jest zakochany w innej.
           Powoli wyszłam za drzewa i skierowałam się przed budynek. Nigdzie nie widziałam Chata Noira. Już czas się zbliżał na spotkanie, a po nim ani śladu. Przystanęłam nieopodal pewnej grupki i oparłam się o ścianę przy wejściu do szkoły. Nie mając nic za bardzo do roboty, postanowiłam przysłuchać się  ich rozmowie. Byli tam głównie chłopacy, więc rozmawiali dużo o sporcie i dziewczynach. Cóż, typowe. W pewnej chwili jeden zapytał:
          - Nino, a Adrien na pewno nie przyjdzie?
          - Nieeee... Ponoć ma inne plany. Z jakąś dziewczyną! - odpowiedział chłopak jakby dumny z przyjaciela.
          Momentalnie zrzedła mi mina. Nie. Ja nie mogę tego słuchać. Za bardzo się takimi sprawami przejmuję. A gdzie jest Chat?! Ten cholerny kocur...
          - Ładnie dzisiaj wyglądasz...
          Za mną stał oczywiście nikt inny jak on, choć wyglądał trochę inaczej. Tak od razu go nie poznałam więc krzyknęłam zlękniona, gdy tylko się odwróciłam. Ten się zaśmiał, a ja na to:
          - Nie strasz mnie tak! O mało zawału nie dostałam!
          Wtedy dziwnie na mnie spojrzał. Jego oczy rozszerzyły się jakby... nie wiem... jakby sobie coś przypominał. Zaraz po tym chrząknął zakłopotany i prezentacyjnym gestem wskazał na siebie:
          - Wybacz, moja Lady. A jak ja ci się podobam? 
          Przypatrzyłam mu się trochę bliżej. Wyglądał trochę inaczej. Może wszystko dlatego, że tak jak ja był w ludzkiej postaci i z całych sił starał wyglądać zwyczajnie. Był ubrany w proste czarne spodnie, białą koszulę na długi rękaw i gustowną kamizelkę. Tutaj było okej. Ale jeśli chodzi o to było wyżej... Przede wszystkim jego oczy nie były takie same. Chociaż się nie dziwię. Nadal były one zielone, lecz tylko jego tęczówki. Gdy tak w nie patrzyłam, pomyślałam że są całkiem ładne... i bardzo dziwnie znajome. A włosy.. włosy były nażelowane w takie kosmyki jakie on ma jako superbohater. Sądząc po tym znaczy że ma zupełnie inny fryz zazwyczaj. W sumie było to widać. Grzywka jakby opierała się dużej ilości płynu i starały się usadowić na swoje stare miejsce. Dawało to efekt dosyć komiczny. Ale to nie to było najśmieszniejsze. Najlepsze było to, co na tych włosach miał, czyli opaska z kocimi uszami jak z jakiegoś anime. Chociaż jakby tak na niego spojrzeć... Wyglądał uroczo. Komicznie, ale uroczo. Zaśmiałam się cicho, po czym pokazałam kciuk do góry, co spowodowało jego zadowolenie.
           - A teraz pozwolisz, że zaprowadzę cię do środka, Moja Lady? - oświadczył ze zniżonym tonem i wyciągnął teatralnym gestem rękę w moim kierunku. Jego zachowanie zwróciło uwagę paru osób, w tym Alyi i Nino, ale nie przejmowałam. Jak się bawić, to się bawić! Naśladując niski i wytworny ton głosu, chwyciłam jego rękę i powiedziałam:
           - Ależ oczywiście.

            Od jakiś paru godzin, odkąd weszłam na parkiet w raz z mym towarzyszem, bawiłam się świetnie! Jak na bal, grali całkiem niezłą, choć typowo dyskotekową muzykę. Nawet to i lepiej. Gdyby grali jakieś typowe melodie jak do walca, wiele osób umarłoby z nudów. Chociaż nie wszyscy mogli tańczyć. Mowa tu o dziewczynach w zbyt długich sukienkach, takich jak Chloe czy Alya. Chloe aż szarpało na myśl, że musi stać i wysłuchiwać jakiś jej natrętnych zalotników. Z nerwami rozglądała się dokoła, jakby szukała czegoś konkretnego. Ha! Wiem co szukasz, ale tu tego nie znajdziesz! Co do Alyi, niespecjalnie się przejmowała niemożliwością tańca. Była zajęta gadaniem z Nino na jakiś gorący temat. Jeśli chodzi o mnie, to świetnie że uszyłam krótką sukienkę! Dzięki temu mogłam swobodnie tańczyć, więc bawiłam się niesamowicie dobrze! A Chat... wydawał się być w siódmym niebie. Cały czas się śmiał i patrzył na mnie... jak na 8 cud świata. Starał się, abym się z nim nie nudziła, dogadzał mi we wszystkim... czułam się niemal jak księżniczka. Gdy tak na niego patrzyłam, nawet nie wiem kiedy, poczułam poczucie winy. Był dziś taki wspaniały, wręcz inny niż zwykle, że było mi tak głupio że moje serce już było zajęte. Czułam, że robię mu tylko niepotrzebnie nadzieję. 
              Przez następny czas na zmianę tańczyliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i robiliśmy sobie zdjęcia. Czas spędzony tutaj był bardzo przyjemny, choć niezwykle męczący. Gdy tylko zielonooki zaproponował, że pójdzie dla nas po coś do picia, od razu skorzystałam z okazji, by usiąść na ławce. Patrząc jak idzie roztańczonym krokiem w stronę bufetu, zaśmiałam się mimochodem. Muszę przyznać, że Noir jest niezłym tancerzem. Choć narwanym. Gdy grały takie hity jak choćby "Livin' la vida loca" Rickiego Martina, on wywijał się niczym zawodowy gwiazdor taneczny, a mi nie dawał ani chwili wytchnienia. Zabawne, bo to było najlepsze. Nawet nie miałam kiedy myśleć. Po prostu bawiłam się wyśmienicie, ale każdy musi odpocząć. A ja teraz.
             Ciężko oddychając, oparłam się głową o ścianę i delikatnie zamknęłam oczy. Postanowiłam wsłuchać się w grane obecnie kawałki, który trochę zwolniły i teraz nawet więcej osób mogło tańczyć. Fajnie byłoby gdybym ja mogła zatańczyć teraz z Adrienem... Kurczę. Marinette... Nienawidzę cie... Czemu ja o nim teraz myślę?! On cię nie kocha! To Chat cię kocha! Czemu nie możesz po prostu w nim się zakochać?! Czemu?! Głupia! Głupia! GŁUPIA! Poczułam nabierający się płyn w moich oczach... Kurczę, nie płacz! Pomyśl o czymś śmiesznym! Na przykład... Chloe w tarapatach. Dobra, to bardzo wredne, ale jakoś podziałało. By nie pozwolić sobie na dalsze myślenie, już miałam wstać i dołączyć do mojego partnera, gdy niemal Alya na mnie wbiegła i wepchnęła z powrotem na ławkę. Rzucając krótkie "wybacz", zaczęła zdenerwowana z prędkością światła przeszukiwać swoją torebkę i wyciągając swego iPhone'a, zaczęła do kogoś dzwonić. Do kogo? Po paru sekundach, poczułam jak moja torebka mi wibruje, a sygnał coraz głośniejszy. Nerwowo zaczęłam przegryzać wargę. Szybko wstałam i udałam się w kierunku drzwi wyjściowych. Muszę odebrać. Miała bardzo poważną minę, a to znaczy, że albo coś się stało, albo się martwi.
              Gdy tylko przekroczyłam próg i wyszłam na dwór, poczułam przeszywające do szpiku kości zimno. I po co nie zabrałam tej głupiej marynarki?! Ech... Pogódź się z tym. Podniosłam smartfona do ucha.
              - Halo? - odezwałam się, udając zaspany ton głosu. W końcu cały czas muszę udawać, że jestem w domu.
              - Wybacz, obudziłam cie? W każdym razie muszę powiedzieć ci coś ważnego - mówiąc te słowa, czułam nawet przez urządzenie aurę nieszczęścia i przykrości. Chyba wiedziałam, co chce mi przekazać. Ze smutku spuściłam wzrok na swoje obcasy koloru czerwonego i z uwagą przyglądałam się każdemu szczegółowi, który na nich się znajdował. Z niecierpliwością wyczekiwałam informacji od mojej kumpeli, która jakby starała dobrać się słowa odpowiednio. Słyszałam jej oddech, jakby otwierała buzię, a po chwili zamykała ją z powrotem. Jednak gdy w końcu się odważyła, palnęła mi do słuchawki:
              - Adrien jest w kimś zakochany! I z tego co wiem od Nina jest właśnie z tą dziewczyną na randce... Wybacz...
              Głucha cisza. Wiedziałam o tym, ale jednak słysząc to ponownie, poczułam niesamowicie silny ból w moim sercu. Miałam ochotę walnąć komórką w ścianę, krzyczeć i płakać do czasu aż nie padnę ze zmęczenia. Chciałam kopać każdego, zwłaszcza Chloe, bić każdego, także Chloe no i skoczyć z mostu. Najpierw wrzucając tak Chloe. Nie to że to na Chloe jestem zła, ale musiałabym na czymś się wyżyć, a ona jest jedyną osobą, której mi nie szkoda. Już czułam napływające łzy, których tym razem nawet nie miałam ochoty powstrzymać. Nic z wymienionych nawet nie zaczęłam robić. Wyszeptałam tylko prosto do słuchawki "wiem" i będąc na skraju załamania rozłączyłam się. Nie miałam ochoty wrócić do środka. Nie mając co robić, zdjęłam obcasy z obolałych nóg i powłóczyłam się w stronę najbliższej ławki. Zmęczona i zasmucona po prostu położyłam ręce na twarzy i czując ciepły płyn spływający po mojej skórze, zaczęłam po prostu beczeć. Nie wiem ile spędziłam tak czasu, ale po długim czasie usłyszałam otwieranie drzwi i gadanie:
            - No moja Lady! Wreszcie cię znalazłem! Co ty tu...
            I wtedy zauważył mój stan. Opuchnięte i czerwone od wycia oczy, które zlewały się niemal z maska, błyszczące policzki i trzęsące się usta. Podbiegł do mnie natychmiast.
           - Co się stało? Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? - położył swoją dłoń na moim policzku i mówił... to tak czułym i ciepłym głosem, tak podobnym do... Adriena, że rzuciłam mu się natychmiast w ramiona, chlipiąc. Blondyn był zaskoczony, lecz przytulił mnie mocno i delikatnie zaczął głaskać mnie po głowie. Ukucnęliśmy razem na ziemi, ściśnięci w takim kokonie jakiś czas. Po chwili rzekł:
           - Wiesz, że mi możesz powiedzieć... Niezależnie co to...
           - Ja... Chat... wybacz... ja byłam zawsze w kimś zakochana... i to niestety nie ty. Tak, wiem że mnie kochasz... A wczoraj się dowiedziałam, że on jest zakochany. I to niestety nie we mnie! Dopiero teraz doszła do mnie ta prawda... i... i... po prostu nie mogę tego ścierpieć!! Starałam się odkochać... ALE NIE POTRAFIĘ! Po prostu nie umiem... jestem głupia... Jak tylko się dowiedziałam... od razu zrobiło mi się niedobrze... - wtuliłam się w niego, jakby był jakąś maskotką. Jego ręce objęły mnie całą w pasie i przyciągnął jak najbliżej do siebie. Wtedy poczułam, jak jego serce zaczyna szybko walić, a jego policzki, do których byłam przylgnięta swoimi, stały się gorące.
           - Ja wiem że mnie nie kochasz... Wiedziałem od początku, ale cieszyłem się, że w ogóle się poświęcasz dla mnie. Mi to wystarczy. Wystarczy to, że zauważyłaś moje uczucia i... no kurdę to wystarczy! Ja tam nie wiem jak on może być tak głupi... - i nagle zamilkł. Jego oczy rozszerzyły się w najpierw w przerażeniu, później w zwyczajnym zdziwieniu, a po chwili roześmiał się mówiąc "przecież to...". Spojrzałam na niego dziwnie. Nie do końca rozumiałam o co mu chodzi. Nerwowo na niego patrzyłam, na co on zareagował:
           - Powiedz mi tylko, skąd masz tę sukienkę.
           Chatowi chyba mogę powiedzieć prawdę? Spojrzałam na nią i wykrztusiłam z siebie:
           - Ten chłopak, o którym mówiłam, narysował dla mnie projekt, a ja ją uszyłam... Raczej tego nie wiesz, ale w przyszłości marzę by być projektantką mody...
           Wtedy spojrzał na mnie opromieniały.
           - Wiesz, wiem już jak rozwiązać nasz problem. Ty kochasz Adriena Agreste, ja kocham Ladybug. Więc wystarczy zrobić tylko jedną rzecz.
           Skąd on do cholery wie, jak on ma na imię?! Lecz zaraz się dowiedziałam. Chat Noir chwycił w oba palce lewej ręki brzeg swojej maski, a dwoma palcami prawej moją. Zanim zaczął je zdejmować, nachylił się delikatnie w moją stronę i szeptem wypowiedział:
           - Nieprawdaż, Marinette?
           I wtedy, dokładnie w w tamtej chwili zamarło mi serce. Zobaczyłam przed sobą Adriena Agreste, zaczerwionego, uśmiechniętego, z czułością patrzącego się na mnie. Nie do wiary, że cały czas była to ta sama osoba. Już nie myślałam. Rzuciłam mu się na usta. On odwzajemnił pocałunek i delikatnie całując oraz tuląc się do mnie, ja czułam się szczęśliwa. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, tym razem nie były to łzy rozpaczy. Wtedy odkleiłam się od mojego ukochanego i wyszeptałam mu wprost do ucha:
          - Jednak cię pokochałam, Chat... Kocham Cię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic