Dobrze przynajmniej że wszystko wyszło na jaw. Po jakimś czasie Adrien wstał z ziemi na której chwilę wcześniej klęczeliśmy obojga i wciąż trzymając mnie za rękę, podciągnął mnie delikatnie do siebie. Gdy już zbliżyłam się do niego na odległość, nie wiem, może dziecięciu centymetrów, on kciukiem przetarł moje wilgotne oczy i cicho powiedział:
- Czyli jeśli sprawa jest wyjaśniona, to czy możemy wrócić do środka, moja Lady?
Spojrzałam nieśmiało na jego zarumienioną twarz, po czym niepewnie kiwnęłam głową. Założyliśmy na powrót nasze maski. Ścisnął moją dłoń mocno i zaczął prowadzić nas z powrotem na imprezę. Patrzyłam na niego oniemiała. Moje serce nadal biło przy nim dzikim rytmem, choć już, O DZIWO, nie zachowywałam się idiotycznie. Wiedziałam po prostu, że to Chat Noir, mój towarzysz do walki. Ciągle ten sam kocur, co zwykle: Odważny, dowcipny, flirciarski... ale jednak MÓJ PRZYJACIEL. A teraz jest i przyjacielem, i kochaną osobą... Kurczę, YAY!!! Normalnie w środku jęczę ze szczęścia!! Jestem taka szczęśliwa!! Yyyy... Spokój Marinette, spokój... Relaks... Chyba nie do końca mi przeszło.
Weszliśmy do środka. Akurat z naszym przyjściem przestała grać muzyka, a na scenę wchodził dyrektor naszej szkoły, pan Damocles. Sądząc po jego minie, nie był zbyt zadowolony stojąc na scenie. Najwidoczniej nie miał wyboru. Jako głowa szkoły ma obowiązek wygłaszać przemowy i tego typu bzdety. Wziął do ręki mikrofon i owinął go swoimi pulchnymi palcami. Chrząknął parę razy dla testu i swoim wysokim głosem rzekł:
- Witam wszystkich bardzo serdecznie na Siódmym Paryskim Balu Maskowym urządzonym przez szkołę Collège Françoise Dupont! Wybaczcie tak późne powitanie, ale przyszedłem ogłosić tylko wyniki konkursu na króla i królową balu - pośpiesznie przemawiał, nie zważając na niezadowoloną twarz naszej polonistki* Caline Bustie, która wolałaby jego przemowa była bardziej oficjalna - tak więc... - ponownie chrząknął i wziął do ręki kopertę - nasze grono pedagogiczne podczas waszej zabawy przyglądało się wam i zdecydowało. Wygrała ta para, która dziś tańczyła wręcz do upadłego i... Caline! Ja naprawdę muszę to czytać? - Pomachał kartką od niechcenia w jej stronę. Cała sala chichocząc spojrzała w tamtym kierunku. Psorka westchnęła i dała mu znak, że już nie musi. Ja z Adrienem ledwo powstrzymując się od chichotu, popatrzyliśmy się na siebie. Nie mogąc już wytrzymać, wybuchnęliśmy śmiechem, który trwał chwilę. Po czym znowu na siebie spojrzeliśmy. Ja w jego oczy. A on w moje. Uśmiechnęliśmy się do siebie i ścisnęliśmy swoje ręce. Przez chwilę miałam pragnienie, by ta chwila się już nigdy nie skończyła.
- W takim razie, za zgodą naszej organizatorki konkursu, bez zbędnego gadania ogłaszam wyniki - jednym ruchem ręki otworzył kopertę - Tak więc... Największą liczbę głosów na królewską parę otrzymali... Dziewczyna z motywem w czerwone kropki. Wzorowałaś się na Ladybug czy jak...? Co? Ach... Tak, tak, a królem jest jej towarzysz z... kocimi uszkami? Poważnie? Nie miałeś nic lepszego? Ja bym cię nie wybrał... ale oczywiście ja nie wybierałem... - popatrzył zniesmaczony - Więc mam zaszczyt ogłosić ich zwycięzcami. Zapraszam was na środek, bo...no tak... musicie teraz, jak na tradycję przystało, odtańczyć królewski taniec. A pozostałym życzę miłej zabawy. Został czas do rana, a to jeszcze kupa czasu. A ja już żegnam państwa - i zszedł z wyraźną ulgą ze sceny.
A ja? Byłam zdziwiona. Prawda jest taka: nie spodziewałam się tego za żadne skarby. Chyba Chat prędzej - ale jako Adrien zazwyczaj też wygrywał. Wydawał się niezbyt poruszony wygraną, ale się uśmiechał idąc ze mną na środek. DJ postanowił puścić jakąś z wolnych nut. Przełknęłam ślinę. Czy to miało z-znaczyć to co myślę? Czy ja... miałam zatańczyć wolnego z... A-Adrienem? Dobra, uspokój się! Przecież ty się już nawet z nim całowałaś...! Czekaj... Całowałam? O kurczę! Spokojnie, głęboki wdech... Przecież wcześniej też się z nim całowałaś... Pamiętasz? W walentynki. Kiedy Kim zwariował i akuma przejęła jego ciało. Kiedy Chat zmienił się w mojego przeciwnika, gdy próbował mnie ratować. Uratowałam go pocałunkiem. Już wtedy się z nim całowałam. A nawet przed jakimś kwadransem... Też?! Spokojnie... Oddychaj...Już dobrze...
Ale teraz... czułam się dziwnie. Miałam z nim zatańczyć? To zdawało się tak nierealne...
- Wiesz, to mi się wydaje to takie nieprawdopodobne... - usłyszałam jak szepcze mi do ucha. Zaskoczona na niego spojrzałam. Czy on używa telepatii, czy to po prostu myśli to co ja? Westchnął z ulgą i swoim seksownym głosem (kurde, już tracę przy nim zmysły... SEKSOWNYM?!) rzekł w moją stronę - nie potrafię uwierzyć, że w ciągu jednego dnia zyskałem tak dużo... Znaczy... Ja po prostu nie potrafię uwierzyć ile szczęścia miałem tuż pod nosem... W sumie czasem podejrzewałem... Znaczy, chcę powiedzieć: dziękuje. Za wszystko. I nie tylko za dzisiaj. A teraz czy zrobisz mi ten zaszczyt, moja królowo że zatańczymy? - ukłonił się nisko, pocałował delikatnie moją dłoń i uniósł wzrok na moją twarz. Na moich policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
- Nie musisz się mnie przecież pytać... Przecież znasz odpowiedź - odpowiedziałam, nieśmiało spuszczając swe spojrzenie.
- Aż mrrrrruczę z radości - zażartował blondyn i wyprostował się. Swoją lewą ręką podniósł moją i położył ją na swoim ramieniu, po czym objął mnie nią w pasie, a prawą ujął moją dłoń i splótł nasze palce w ciasnym uścisku. Zawstydzona niepewnie spojrzałam na boki. Wokół było tak dużo ludzi... poczułam dziwny ścisk w żołądku. Speszyłam się. Teraz wszyscy na nas patrzą... każdy się przygląda, obserwuje wszelki nasz ruch. Czułam się tak dziwnie. Ale te uczucie minęło, gdy spojrzałam w jego twarz. Wyrażała takie szczęście i... spełnienie, jakby to co się działo wokół, nie miało teraz znaczenia. A teraz dla mnie też przestało mieć znaczenie. Zatonęłam w tym uczuciu razem z nim. W radości i szczęściu.
Muzyka do walca zaczęła grać, a my wraz z pierwszą nutą tańczyć. Delikatnie i powoli kołysaliśmy się w rytm utworu, nie mogąc oderwać od siebie wzroku. Wpatrywaliśmy się w siebie jak zaczarowani. Zdawało się, że świat przestał istnieć, a w tym pomieszczeniu znajdowały się tylko 2 osoby: On i ja...
Piosenka powoli się kończyła, a tłum zdawał się nienasycony tym całym widowiskiem. Wraz z ostatnimi dźwiękami tłum zawrzał i zaczął krzyczeć: "Gorzko! Gorzko! Pocałujta się! Gorzko!". Zaszokowana odwróciłam głowę w kierunku głównych prowokatorów. Nino, Kim, Alix i Rose... (po Rose bym się tego nie spodziewała! Taka niewinna istotka, a tu proszę jaki diabeł wcielony i to łasy na romanse). Naprawdę? Tak... Publicznie?! W sumie to nie tak, że nie mam na to ochoty... Naprawdę jeszcze raz chciałam posmakować jego ust...
Adrien nie musiał zbyt długo się zastanawiać. Od razu wbij się w moje usta, a ja zdziwiona pisnęłam. Nie spodziewałam się tak szybkiej reakcji. Jednak nie minęła chwila, a już zaczęłam się oddawać uczuciu, które mi towarzyszyło. Przylgnął do moich warg w pełnym czułości pocałunku. Jego miękkie i niesamowicie słodkie wargi delikatnie muskały moje, oddając wszystkie uczucia jakie kłębiły się w mojej głowie. To było niesamowite. Chciałam móc, zatracić się w tym całkowicie, zapomnieć o tłumie, który się nam przyglądał i wył z zadowolenia. Liczyły się tylko usta Adriena i uczucia między nami. Po chwili oderwał się od moich ust i opierając swoje czoło o moje, spojrzał mi w oczy. Automatycznie poczułam jak się rumienię, widząc przepełniony uczuciami wzrok. Ten czuły wzrok...
Całe podniecone zgromadzenie po naszym przedstawieniu znudziło się patrzeniem i kontynuowało tańce. A my dalej staliśmy na środku parkietu. Wpatrywaliśmy się w siebie. Uśmiechaliśmy. I całowaliśmy ponownie. Czy może być lepszy dzień (co ja mówię, noc) niż ten?
Poniedziałek rano. Weszłam do klasy z duszą na ramieniu. Byłam podenerwowana jak cholera. Czy to co się działo na balu było realne? Czy nikt nie odkrył, że ta dziewczyna, co wygrała na królową balu - to byłam jak? Czy Alya nie nakryła mnie na kłamstwach? Tyle pytań, a tylko jedna ja. Phi. Przynajmniej zapowiadało się, że dziś nie będzie Chloe na zajęciach. Jeden kłopot mniej. Ale dziwne, że dziś jej nie ma. Zazwyczaj nie opuszcza lekcji zaraz po imprezach. Dziwneee....
Alya nawet mnie nie zauważyła, gdy usiadłam obok niej przy ławce. Wpatrywała się w swój telefon z uwielbieniem i klikała po nim jak oszalała. Rzuciłam swoją torbę na blat i zagadnęłam ciekawa:
- Czyli jeśli sprawa jest wyjaśniona, to czy możemy wrócić do środka, moja Lady?
Spojrzałam nieśmiało na jego zarumienioną twarz, po czym niepewnie kiwnęłam głową. Założyliśmy na powrót nasze maski. Ścisnął moją dłoń mocno i zaczął prowadzić nas z powrotem na imprezę. Patrzyłam na niego oniemiała. Moje serce nadal biło przy nim dzikim rytmem, choć już, O DZIWO, nie zachowywałam się idiotycznie. Wiedziałam po prostu, że to Chat Noir, mój towarzysz do walki. Ciągle ten sam kocur, co zwykle: Odważny, dowcipny, flirciarski... ale jednak MÓJ PRZYJACIEL. A teraz jest i przyjacielem, i kochaną osobą... Kurczę, YAY!!! Normalnie w środku jęczę ze szczęścia!! Jestem taka szczęśliwa!! Yyyy... Spokój Marinette, spokój... Relaks... Chyba nie do końca mi przeszło.
Weszliśmy do środka. Akurat z naszym przyjściem przestała grać muzyka, a na scenę wchodził dyrektor naszej szkoły, pan Damocles. Sądząc po jego minie, nie był zbyt zadowolony stojąc na scenie. Najwidoczniej nie miał wyboru. Jako głowa szkoły ma obowiązek wygłaszać przemowy i tego typu bzdety. Wziął do ręki mikrofon i owinął go swoimi pulchnymi palcami. Chrząknął parę razy dla testu i swoim wysokim głosem rzekł:
- Witam wszystkich bardzo serdecznie na Siódmym Paryskim Balu Maskowym urządzonym przez szkołę Collège Françoise Dupont! Wybaczcie tak późne powitanie, ale przyszedłem ogłosić tylko wyniki konkursu na króla i królową balu - pośpiesznie przemawiał, nie zważając na niezadowoloną twarz naszej polonistki* Caline Bustie, która wolałaby jego przemowa była bardziej oficjalna - tak więc... - ponownie chrząknął i wziął do ręki kopertę - nasze grono pedagogiczne podczas waszej zabawy przyglądało się wam i zdecydowało. Wygrała ta para, która dziś tańczyła wręcz do upadłego i... Caline! Ja naprawdę muszę to czytać? - Pomachał kartką od niechcenia w jej stronę. Cała sala chichocząc spojrzała w tamtym kierunku. Psorka westchnęła i dała mu znak, że już nie musi. Ja z Adrienem ledwo powstrzymując się od chichotu, popatrzyliśmy się na siebie. Nie mogąc już wytrzymać, wybuchnęliśmy śmiechem, który trwał chwilę. Po czym znowu na siebie spojrzeliśmy. Ja w jego oczy. A on w moje. Uśmiechnęliśmy się do siebie i ścisnęliśmy swoje ręce. Przez chwilę miałam pragnienie, by ta chwila się już nigdy nie skończyła.
- W takim razie, za zgodą naszej organizatorki konkursu, bez zbędnego gadania ogłaszam wyniki - jednym ruchem ręki otworzył kopertę - Tak więc... Największą liczbę głosów na królewską parę otrzymali... Dziewczyna z motywem w czerwone kropki. Wzorowałaś się na Ladybug czy jak...? Co? Ach... Tak, tak, a królem jest jej towarzysz z... kocimi uszkami? Poważnie? Nie miałeś nic lepszego? Ja bym cię nie wybrał... ale oczywiście ja nie wybierałem... - popatrzył zniesmaczony - Więc mam zaszczyt ogłosić ich zwycięzcami. Zapraszam was na środek, bo...no tak... musicie teraz, jak na tradycję przystało, odtańczyć królewski taniec. A pozostałym życzę miłej zabawy. Został czas do rana, a to jeszcze kupa czasu. A ja już żegnam państwa - i zszedł z wyraźną ulgą ze sceny.
A ja? Byłam zdziwiona. Prawda jest taka: nie spodziewałam się tego za żadne skarby. Chyba Chat prędzej - ale jako Adrien zazwyczaj też wygrywał. Wydawał się niezbyt poruszony wygraną, ale się uśmiechał idąc ze mną na środek. DJ postanowił puścić jakąś z wolnych nut. Przełknęłam ślinę. Czy to miało z-znaczyć to co myślę? Czy ja... miałam zatańczyć wolnego z... A-Adrienem? Dobra, uspokój się! Przecież ty się już nawet z nim całowałaś...! Czekaj... Całowałam? O kurczę! Spokojnie, głęboki wdech... Przecież wcześniej też się z nim całowałaś... Pamiętasz? W walentynki. Kiedy Kim zwariował i akuma przejęła jego ciało. Kiedy Chat zmienił się w mojego przeciwnika, gdy próbował mnie ratować. Uratowałam go pocałunkiem. Już wtedy się z nim całowałam. A nawet przed jakimś kwadransem... Też?! Spokojnie... Oddychaj...Już dobrze...
Ale teraz... czułam się dziwnie. Miałam z nim zatańczyć? To zdawało się tak nierealne...
- Wiesz, to mi się wydaje to takie nieprawdopodobne... - usłyszałam jak szepcze mi do ucha. Zaskoczona na niego spojrzałam. Czy on używa telepatii, czy to po prostu myśli to co ja? Westchnął z ulgą i swoim seksownym głosem (kurde, już tracę przy nim zmysły... SEKSOWNYM?!) rzekł w moją stronę - nie potrafię uwierzyć, że w ciągu jednego dnia zyskałem tak dużo... Znaczy... Ja po prostu nie potrafię uwierzyć ile szczęścia miałem tuż pod nosem... W sumie czasem podejrzewałem... Znaczy, chcę powiedzieć: dziękuje. Za wszystko. I nie tylko za dzisiaj. A teraz czy zrobisz mi ten zaszczyt, moja królowo że zatańczymy? - ukłonił się nisko, pocałował delikatnie moją dłoń i uniósł wzrok na moją twarz. Na moich policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
- Nie musisz się mnie przecież pytać... Przecież znasz odpowiedź - odpowiedziałam, nieśmiało spuszczając swe spojrzenie.
- Aż mrrrrruczę z radości - zażartował blondyn i wyprostował się. Swoją lewą ręką podniósł moją i położył ją na swoim ramieniu, po czym objął mnie nią w pasie, a prawą ujął moją dłoń i splótł nasze palce w ciasnym uścisku. Zawstydzona niepewnie spojrzałam na boki. Wokół było tak dużo ludzi... poczułam dziwny ścisk w żołądku. Speszyłam się. Teraz wszyscy na nas patrzą... każdy się przygląda, obserwuje wszelki nasz ruch. Czułam się tak dziwnie. Ale te uczucie minęło, gdy spojrzałam w jego twarz. Wyrażała takie szczęście i... spełnienie, jakby to co się działo wokół, nie miało teraz znaczenia. A teraz dla mnie też przestało mieć znaczenie. Zatonęłam w tym uczuciu razem z nim. W radości i szczęściu.
Muzyka do walca zaczęła grać, a my wraz z pierwszą nutą tańczyć. Delikatnie i powoli kołysaliśmy się w rytm utworu, nie mogąc oderwać od siebie wzroku. Wpatrywaliśmy się w siebie jak zaczarowani. Zdawało się, że świat przestał istnieć, a w tym pomieszczeniu znajdowały się tylko 2 osoby: On i ja...
Piosenka powoli się kończyła, a tłum zdawał się nienasycony tym całym widowiskiem. Wraz z ostatnimi dźwiękami tłum zawrzał i zaczął krzyczeć: "Gorzko! Gorzko! Pocałujta się! Gorzko!". Zaszokowana odwróciłam głowę w kierunku głównych prowokatorów. Nino, Kim, Alix i Rose... (po Rose bym się tego nie spodziewała! Taka niewinna istotka, a tu proszę jaki diabeł wcielony i to łasy na romanse). Naprawdę? Tak... Publicznie?! W sumie to nie tak, że nie mam na to ochoty... Naprawdę jeszcze raz chciałam posmakować jego ust...
Adrien nie musiał zbyt długo się zastanawiać. Od razu wbij się w moje usta, a ja zdziwiona pisnęłam. Nie spodziewałam się tak szybkiej reakcji. Jednak nie minęła chwila, a już zaczęłam się oddawać uczuciu, które mi towarzyszyło. Przylgnął do moich warg w pełnym czułości pocałunku. Jego miękkie i niesamowicie słodkie wargi delikatnie muskały moje, oddając wszystkie uczucia jakie kłębiły się w mojej głowie. To było niesamowite. Chciałam móc, zatracić się w tym całkowicie, zapomnieć o tłumie, który się nam przyglądał i wył z zadowolenia. Liczyły się tylko usta Adriena i uczucia między nami. Po chwili oderwał się od moich ust i opierając swoje czoło o moje, spojrzał mi w oczy. Automatycznie poczułam jak się rumienię, widząc przepełniony uczuciami wzrok. Ten czuły wzrok...
Całe podniecone zgromadzenie po naszym przedstawieniu znudziło się patrzeniem i kontynuowało tańce. A my dalej staliśmy na środku parkietu. Wpatrywaliśmy się w siebie. Uśmiechaliśmy. I całowaliśmy ponownie. Czy może być lepszy dzień (co ja mówię, noc) niż ten?
Poniedziałek rano. Weszłam do klasy z duszą na ramieniu. Byłam podenerwowana jak cholera. Czy to co się działo na balu było realne? Czy nikt nie odkrył, że ta dziewczyna, co wygrała na królową balu - to byłam jak? Czy Alya nie nakryła mnie na kłamstwach? Tyle pytań, a tylko jedna ja. Phi. Przynajmniej zapowiadało się, że dziś nie będzie Chloe na zajęciach. Jeden kłopot mniej. Ale dziwne, że dziś jej nie ma. Zazwyczaj nie opuszcza lekcji zaraz po imprezach. Dziwneee....
Alya nawet mnie nie zauważyła, gdy usiadłam obok niej przy ławce. Wpatrywała się w swój telefon z uwielbieniem i klikała po nim jak oszalała. Rzuciłam swoją torbę na blat i zagadnęłam ciekawa:
- Hej Alya! Jak tam było na balu? Ponoć fajnie!
Z bananem na twarzy spojrzała w moją stronę.
- A żebyś wiedziała! I mam pewną ciekawą teorię dotyczącą Ladybug... - po czym nachyliła się dyskretnie w moją stronę - myślę, że byli na ty balu razem. Mam nawet zdjęcia...
Zszokowana spojrzałam na moją przyjaciółkę. Moje usta wygięły się w idealne "O", a oczy poszerzyły w przerażeniu. Kurdę...
Zaśmiałam się nerwowo i pół żartem, pół serio wyszeptałam:
- Naprawdę sądzisz, że oni tam byli? Tak po prostu?
Spojrzała na mnie, rzucając mi porozumiewawcze spojrzenie w stronę jej komórki. Nachyliłam się nad urządzeniem. Przed moimi oczami znajdowało się zdjęcie, które przedstawiało mnie i Adriena w naszych przebraniach. Ale... TO NIE BYŁO BYLE JAKIE ZDJĘCIE!! My się na nim... całowaliśmy! Przy wszystkich... O mój boże! Ej, ciekawe czy mi je Alya prześle? Powiesiłabym je na ścia... Co ja sobie myślę?! Aaaagh!
Nie, muszę ją przekonać, że to nie są Chat Noir i Ladybug! Jeśli będzie tak myślała, będzie dalej prowadziła swoje śledztwo w tej sprawie i w końcu mnie odkryje... Muszę ją jakoś...
- Wiesz, a może to zwykli fani? Em... to w końcu bal maskowy. A ty... Ech... wybacz, ale wiesz, że ty zbyt szybko wyciągasz wnioski. No... A czy Ladybug nie ma innej fryzury? Ten, tego... Ach, Alya, nie sądzę po prostu, że to oni. No i ta opaska? Dobrze, że sobie wąsów nie dorysował.
Roześmiała się. Ale czy mi uwierzyła?
- Wiesz, chyba masz rację. Ale po prostu to słodka parka, czyż nie? No i fajne mają stroje, nie dziwne że wygrali. Trzeba być naprawdę kreatywnym, by coś takiego wymyślić, no i oczywiście odważnym, by nie wstydzić się tak chodzić. Zwłaszcza z taką kocią ozdobą na głowie. Normalnie podziw - parsknęła drwiąco.
Zaśmiałam się patrząc na fotografię. Fakt, miał dużo odwagi... Ale to sprawiało, że był bardziej słodki.
Alya nagle przybrała poważny ton:
- A co do tamtego telefonu... Ech... No wiesz... Jak się czujesz? - popatrzyła na mnie przegryzając wargę. Ach... Już dawno zapomniałam o tej sprawie. Po tamtym wydarzeniu... to przestało mieć dla mnie znaczenie. Tylko co mam jej powiedzieć?
Naszą rozmowę przerwał podźwięk uderzenia torby o ławkę, tuż przed nami. Normalnie na to bym podskoczyła dziwnie wymachując rękoma, ale tak się nie stało. Siedziałam spokojnie i patrzyłam się jak przed nami siada Adrien. Uśmiechnęłam się w jego stronę. On odwzajemnił ten gest, odwrócił się i zagadał do swojego przyjaciela, Nina. Chciałam kontynuować moją rozmowę z moją, ale dziwnie na mnie spojrzała. Aż z wrażenia jej szczena opadła. No... Nie dosłownie, ale zdawało się że niewiele brakowało, by osiągnęła swój cel.
- Tyyyyy... Jak to zrobiłaś? - cicho powiedziała - zareagowałaś nadzwyczaj normalnie. To niepokojące. Coś się między wami wydarzyło? - w chwili gdy kończyła wypowiadanie ostatniego zdania, jej oczy zamigotały paraliżująco. O MÓJ BOŻE! CO JA MAM TERAZ ZROBIĆ? POMOCY...
- Ty! A jak ci się udała ran-de-wu? - niemal wykrzyknął pytanie Nino. Obie jakbyśmy zapomniały o swojej rozmowie (a może nawet i o całym świecie) i zaczęliśmy się im przysłuchiwać. Jego sąsiad rzekł jakby od niechcenia:
- A wiesz ty co? Zawiodłem się... To był jeden wielki niewypał. A to nie chciała do kina, a to nie chciała na tańce... Mówię ci, w kółko narzekała, że tam za tanio, że tam niedobrze, a gdzie indziej nawet za brzydko! Straszna, nie wiem co w niej widziałem. Ech, nawet nie wiesz jakbym wolał iść na ten bal z jakąś inną, ale ładną, mądrą i zabawną dziewczyną. No, na przykład z...zz... Marinette? - po czym puścił oczko w moim kierunku. Delikatnie się zarumieniłam i zachichotałam cicho. A to nowość. Zwłaszcza dla Alyi i Nina. Żebyście widzieli ich miny! Jakby mieli do wyboru zdziwić się na widok kosmitów albo nas szczebiocących się do siebie, z pewnością by wybraliby to drugie.
- Właściwie, jak teraz się nad tym zastanawiam, to nie taki głupi pomysł. Marinette, masz ochotę gdzieś się wybrać? Mam nadzieję, że nie jesteś wybredna?
- W sumie czemu nie. Nie mam żadnych planów.
- Świetnie. Zaraz po szkole?
- A spoko, spoko. Alya, wrócisz sama?
Jej mina mówiła sama za siebie. I o wiele więcej...
Lekcje minęły szybko, sprawnie i bezproblemowo. A teraz czekała mnie randka z Adrienem! Niesamowite!
Wychodziliśmy właśnie z klasy, gdy mój randkowicz złapał mnie za nadgarstek. Nie kontrolując siebie, a może raczej trzymając się dawnych zachowań (No co? Nie jestem jeszcze odzwyczajona od tego!), podskoczyłam.
- Kurczę, wybacz, ale zapomniałem, że dziś mam jeszcze szermierkę. Zaczekasz godzinkę? - Podrapał się w lekko zawstydzonym geście po szyi i popatrzył przepraszająco w moją stronę.
- Spoko, wiesz, pójdę na mały "patrol" po okolicy - nakreśliłam nawiasy w powietrzu i posłałam mu oczko. Zrobiłam to tylko po to, by nikt inny się nie domyślił, ale ja naprawdę miałam zamiar iść na patrol. Jako bohaterka oczywiście. Nigdy nie wiadomo, co kiedy się dzieje.
Poszłam w nieco bardziej ustronne miejsce, a dokładniej w stronę schowka na miotły. Z mojej torebki wyfrunęła Tikki. Na jej widok od razu przypomniała mi się rozmowa, którą odbyłyśmy zaraz po imprezie:
Chat Noir pożegnał mnie, a ja jakby nieprzytomna ze szczęścia patrzyłam się rozmarzona w stronę odchodzącego chłopaka. I pewnie bym tak stała, gdyby nie ona, która wychyliła główkę z torebki i powiedziała:
- Wiesz, podejrzewałam go, ale nie myślałam, że to na serio on... Ale to nawet szczęśliwy zbieg okoliczności. Albo przeznaczenie. Chociaż pamiętam, jak go kiedyś nie lubiłaś. Teraz wszystko się zmieniło, i to na o wiele lepsze, prawda?
Spojrzałam rozanielona w jej stronę i przytaknęłam.
- Wiesz Tikki? Ironią jest to, że dałabym mu dawno szansę, gdybym nie zakochała się w jego prawdziwej postaci. To mnie powstrzymywało. A tu się okazało, że to on. Jestem szczęśliwa, że się zgodziłam tym razem z nim wybrać. Gdybym zrobiła inaczej, być może nadal było jak wcześniej i umierałabym z miłości do Adriena, jak on by umierał z miłości do Ladybug. I te durne podchody. Czyż to nie jest śmieszne? - roześmiałam się
- Czyli szykuje się miłe spotkanko? - zagadnęła swoim cienkim głosikiem, kręcąc się wokoło.
- Tak, ale najpierw zrobimy mały patrol po okolicy. Nie masz nic przeciwko?
- Oczywiście! Do dzieła!
Powiedziałam zaklęcie i zaczęła się moja przemiana. Kolczyki zmieniły swój kolor i wzór, pojawiła się maska i zostałam odziana w kombinezon z czerwonego w czarne kropki lateksu. Niemal natychmiast chwyciłam yo-yo i wyszłam z kryjówki. Dzięki niemu dostałam się na dach wieżowca niczym Spider-Man, tyle że w damskiej wersji. Usiadłam na jego skraju i z westchnieniem rozglądałam się po okolicy. Było aż nazbyt spokojnie. Żadnych wypadków, porwań, kradzieży... Niby zło nigdy nie śpi, ale ostatnio naprawdę jest nazbyt spokojnie. Z jednej strony przyjęłam to z radością, ale z drugiej nie dawało mi to spokoju. Ale nie na długo. Wkrótce wypatrzyłam jakiegoś dzieciaka wybiegającego na ulicę, gdzie jechało dosyć szybko jakieś auto. Odetchnęłam z ulgą (ale nie dlatego, że dzieciak wybiegł!). Coś jednak się dzieje. Prędko ruszyłam mu z pomocą. W powietrzu złapałam chłopaczka, po czym oddałam przerażonej matce. Po wielu podziękowaniach z jej strony, kiwnęłam głową i wróciłam na miejsce. Już ktoś tam czekał na mnie. Chat Noir. Uśmiechnęłam się na jego widok:
- Witaj kocie - podeszłam do niego i złożyłam mu pocałunek na policzku. Na ten wyczyn zareagował pozytywnie - aż mu się oczy roztoczyły blaskiem, jak nigdy.
- Długo czekałaś? - spytał nonszalancko.
- Nie, jesteś szybciej niż się spodziewałam. Czyżbyś się wymknął?
Zaczął się szczerzyć w moją stronę.
- Chyba czytasz w moich myślach. Więc co? Idziemy?
- A gdzie mnie pan zabiera? - spróbowałam się dowiedzieć czegoś od tajemniczego chłopaka, na co dostałam tylko odpowiedź w postaci ruchu zasuwania ust.
Poszliśmy do kina. Niby proste, ale jak dla mnie na randkę idealne. A najlepsze, że byłam tu z kimś dla mnie wyjątkowym. Wchodząc do środka od razu rzucił mi się w oczy plakat pewnego filmu, który o dziwo było o nas. "Ladybug i Chat Noir". Roześmiana pokazałam go mojemu towarzyszowi. On także zareagował ze śmiechem. Przybrał pytającą minę pod tytułem "idziemy?", na co od razu kiwnęłam głową i pociągnęłam go szybko za rękę w stronę kasy po bilety. Nie ma bata, chce tę film zobaczyć. Jestem ciekawa, o czym on opowiada. Ba, wiadomo że o nas, ale w jaki sposób? Tego się nie dowiem, dopóki go nie zobaczę.
Wyposażeni w popcorn i colę weszliśmy na salę kinową. W sali znajdowało się niewiele osób, ale nam to nie przeszkadzało. Usiedliśmy na samym tyle, jeszcze po drodze gadając i chichocząc co chwilę. Film jeszcze się nie zaczął - trwały reklamy. Wykorzystaliśmy tę okazję by chwilę porozmawiać o naszym życiu i co się w nim dzieje. Dowiedziałam się wielu ciekawostek z jego życia, między innymi jak poznał Chloe, że bardzo lubi jeść słodycze, zwłaszcza ciastka czekoladowe oraz to że ma bardzo surowego ojca. Współczułam mu tego ostatniego, ale zaraz pstryknął mnie w nos, bym się nie zamartwiała. W zemście szturchnęłam go w żebro, na co zwinął się z bólu - haha, punkt dla mnie.
Rozpoczął się seans. Nie powiem, film był nader ciekawy. Opowiadał o dziewczynie Joanne, chodzącej do szkoły tak jak ja. Niczym się nie różniła od innych, tyle że w dniu 15 urodzin dostała od babci magiczne kolczyki, które pozwalały jej przemieniać się w dowolnej chwili w bohaterkę. Z natury była blondynką o niezwykłych szarozielonych oczach, lecz podczas transformacji zmieniała jej się fryzura, oczy, a nawet karnacja. W tej samej szkole, choć nie w tej samej klasie był także chłopak imieniem Michael, który był dosyć problematycznym chłopakiem, ale o dobrym sercu. Przypadkiem na ulicy znalazł pierścień, który bardzo mu się spodobał i wtedy odkrył że jest magiczny. Razem z Ladybug chronili Paryż. Jako superbohaterowie bardzo się kochali i spędzali ze sobą każdy wolny czas, ale nie zdradzali swoich postaci przed sobą, jakby w obawie przed Hawkmothem. Nie wiedzieli, że w swoich prywatnych postaciach tak naprawdę się nienawidzą. Są wrogami najwyższej rangi. Film zakończył się gdy Michael przyłapuje Joanne na zmianie. Przyznaję, to był jeden z lepszych filmów, które zdarzyło mi się obejrzeć. Zadowolona spojrzałam na Adriena. On również był zadowolony. Ale miał pretensje do paru spraw, z czym się ze mną podzielił. Przede wszystkim brakowało mu kocich żartów. Niemrrrrraśnie.
Następnie poszliśmy do kawiarni, na czekoladowe ciastka, które tak lubił. W sumie ja też je uwielbiałam, ale w piekarni moich rodziców miałam okazję jeść je często. Więc zamówiłam dla siebie tylko kawę, ale nie przeszkadzało mi to w podkradaniu od niego jednego ciacha (on jest większym ciachem) czy... dziesięć. W każdym razie spędziliśmy miło czas, i nawet się nie obejrzeliśmy, a za oknem zrobiło się dosyć ciemno. Odprowadził mnie do domu i przed wejściem do niego powiedziałam:
- Dziękuję za miło spędzony czas. Może jeszcze kiedyś tak wyskoczymy?
- Myślałem, że już nigdy nie zapytasz - posłał mi szeroki uśmiech.
Już miałam odejść, kiedy złapał mnie w tali, chwycił moją brodę swoją zgrabną dłonią i pocałował czule. Chwilę później złapałam go obiema dłońmi za policzki. Wolną ręką pogładził mnie po włosach. Minął dłuższy czas, zanim się od siebie odkleiliśmy. Położyłam mu głowę na piersi i westchnęłam radośnie.
- Mari, jest jeszcze jedna rzecz, o którą muszę cię spytać. Czy zostałabyś moją dziewczyną?
Zaśmiałam się.
- To jeszcze nią nie jestem? Ty podły kocurze, wykorzystałeś mnie? - rzekłam żartobliwie, po czym pocałowałam go w nos.
- Od dziś wolę byś nazywała mnie kotku - stwierdził i pocałował mnie w czoło.
Prychnęłam na tę propozycję. Ale poczułam przyjemne uczucie w brzuchu - motylki, które sprawiały, że czułam się tak przyjemnie. Dobrze, że nie akumy. Nagle przypomniało mi się coś, co na chwilę mnie zamurowało. Spojrzałam przestraszona na mojego chłopaka (Jej! Mojego! W końcu to mogę powiedzieć!!) i wyszeptałam:
- A co powiemy Nino i Alyi o naszym związku?
Naszą rozmowę przerwał podźwięk uderzenia torby o ławkę, tuż przed nami. Normalnie na to bym podskoczyła dziwnie wymachując rękoma, ale tak się nie stało. Siedziałam spokojnie i patrzyłam się jak przed nami siada Adrien. Uśmiechnęłam się w jego stronę. On odwzajemnił ten gest, odwrócił się i zagadał do swojego przyjaciela, Nina. Chciałam kontynuować moją rozmowę z moją, ale dziwnie na mnie spojrzała. Aż z wrażenia jej szczena opadła. No... Nie dosłownie, ale zdawało się że niewiele brakowało, by osiągnęła swój cel.
- Tyyyyy... Jak to zrobiłaś? - cicho powiedziała - zareagowałaś nadzwyczaj normalnie. To niepokojące. Coś się między wami wydarzyło? - w chwili gdy kończyła wypowiadanie ostatniego zdania, jej oczy zamigotały paraliżująco. O MÓJ BOŻE! CO JA MAM TERAZ ZROBIĆ? POMOCY...
- Ty! A jak ci się udała ran-de-wu? - niemal wykrzyknął pytanie Nino. Obie jakbyśmy zapomniały o swojej rozmowie (a może nawet i o całym świecie) i zaczęliśmy się im przysłuchiwać. Jego sąsiad rzekł jakby od niechcenia:
- A wiesz ty co? Zawiodłem się... To był jeden wielki niewypał. A to nie chciała do kina, a to nie chciała na tańce... Mówię ci, w kółko narzekała, że tam za tanio, że tam niedobrze, a gdzie indziej nawet za brzydko! Straszna, nie wiem co w niej widziałem. Ech, nawet nie wiesz jakbym wolał iść na ten bal z jakąś inną, ale ładną, mądrą i zabawną dziewczyną. No, na przykład z...zz... Marinette? - po czym puścił oczko w moim kierunku. Delikatnie się zarumieniłam i zachichotałam cicho. A to nowość. Zwłaszcza dla Alyi i Nina. Żebyście widzieli ich miny! Jakby mieli do wyboru zdziwić się na widok kosmitów albo nas szczebiocących się do siebie, z pewnością by wybraliby to drugie.
- Właściwie, jak teraz się nad tym zastanawiam, to nie taki głupi pomysł. Marinette, masz ochotę gdzieś się wybrać? Mam nadzieję, że nie jesteś wybredna?
- W sumie czemu nie. Nie mam żadnych planów.
- Świetnie. Zaraz po szkole?
- A spoko, spoko. Alya, wrócisz sama?
Jej mina mówiła sama za siebie. I o wiele więcej...
Lekcje minęły szybko, sprawnie i bezproblemowo. A teraz czekała mnie randka z Adrienem! Niesamowite!
Wychodziliśmy właśnie z klasy, gdy mój randkowicz złapał mnie za nadgarstek. Nie kontrolując siebie, a może raczej trzymając się dawnych zachowań (No co? Nie jestem jeszcze odzwyczajona od tego!), podskoczyłam.
- Kurczę, wybacz, ale zapomniałem, że dziś mam jeszcze szermierkę. Zaczekasz godzinkę? - Podrapał się w lekko zawstydzonym geście po szyi i popatrzył przepraszająco w moją stronę.
- Spoko, wiesz, pójdę na mały "patrol" po okolicy - nakreśliłam nawiasy w powietrzu i posłałam mu oczko. Zrobiłam to tylko po to, by nikt inny się nie domyślił, ale ja naprawdę miałam zamiar iść na patrol. Jako bohaterka oczywiście. Nigdy nie wiadomo, co kiedy się dzieje.
Poszłam w nieco bardziej ustronne miejsce, a dokładniej w stronę schowka na miotły. Z mojej torebki wyfrunęła Tikki. Na jej widok od razu przypomniała mi się rozmowa, którą odbyłyśmy zaraz po imprezie:
Chat Noir pożegnał mnie, a ja jakby nieprzytomna ze szczęścia patrzyłam się rozmarzona w stronę odchodzącego chłopaka. I pewnie bym tak stała, gdyby nie ona, która wychyliła główkę z torebki i powiedziała:
- Wiesz, podejrzewałam go, ale nie myślałam, że to na serio on... Ale to nawet szczęśliwy zbieg okoliczności. Albo przeznaczenie. Chociaż pamiętam, jak go kiedyś nie lubiłaś. Teraz wszystko się zmieniło, i to na o wiele lepsze, prawda?
Spojrzałam rozanielona w jej stronę i przytaknęłam.
- Wiesz Tikki? Ironią jest to, że dałabym mu dawno szansę, gdybym nie zakochała się w jego prawdziwej postaci. To mnie powstrzymywało. A tu się okazało, że to on. Jestem szczęśliwa, że się zgodziłam tym razem z nim wybrać. Gdybym zrobiła inaczej, być może nadal było jak wcześniej i umierałabym z miłości do Adriena, jak on by umierał z miłości do Ladybug. I te durne podchody. Czyż to nie jest śmieszne? - roześmiałam się
- Czyli szykuje się miłe spotkanko? - zagadnęła swoim cienkim głosikiem, kręcąc się wokoło.
- Tak, ale najpierw zrobimy mały patrol po okolicy. Nie masz nic przeciwko?
- Oczywiście! Do dzieła!
Powiedziałam zaklęcie i zaczęła się moja przemiana. Kolczyki zmieniły swój kolor i wzór, pojawiła się maska i zostałam odziana w kombinezon z czerwonego w czarne kropki lateksu. Niemal natychmiast chwyciłam yo-yo i wyszłam z kryjówki. Dzięki niemu dostałam się na dach wieżowca niczym Spider-Man, tyle że w damskiej wersji. Usiadłam na jego skraju i z westchnieniem rozglądałam się po okolicy. Było aż nazbyt spokojnie. Żadnych wypadków, porwań, kradzieży... Niby zło nigdy nie śpi, ale ostatnio naprawdę jest nazbyt spokojnie. Z jednej strony przyjęłam to z radością, ale z drugiej nie dawało mi to spokoju. Ale nie na długo. Wkrótce wypatrzyłam jakiegoś dzieciaka wybiegającego na ulicę, gdzie jechało dosyć szybko jakieś auto. Odetchnęłam z ulgą (ale nie dlatego, że dzieciak wybiegł!). Coś jednak się dzieje. Prędko ruszyłam mu z pomocą. W powietrzu złapałam chłopaczka, po czym oddałam przerażonej matce. Po wielu podziękowaniach z jej strony, kiwnęłam głową i wróciłam na miejsce. Już ktoś tam czekał na mnie. Chat Noir. Uśmiechnęłam się na jego widok:
- Witaj kocie - podeszłam do niego i złożyłam mu pocałunek na policzku. Na ten wyczyn zareagował pozytywnie - aż mu się oczy roztoczyły blaskiem, jak nigdy.
- Długo czekałaś? - spytał nonszalancko.
- Nie, jesteś szybciej niż się spodziewałam. Czyżbyś się wymknął?
Zaczął się szczerzyć w moją stronę.
- Chyba czytasz w moich myślach. Więc co? Idziemy?
- A gdzie mnie pan zabiera? - spróbowałam się dowiedzieć czegoś od tajemniczego chłopaka, na co dostałam tylko odpowiedź w postaci ruchu zasuwania ust.
Poszliśmy do kina. Niby proste, ale jak dla mnie na randkę idealne. A najlepsze, że byłam tu z kimś dla mnie wyjątkowym. Wchodząc do środka od razu rzucił mi się w oczy plakat pewnego filmu, który o dziwo było o nas. "Ladybug i Chat Noir". Roześmiana pokazałam go mojemu towarzyszowi. On także zareagował ze śmiechem. Przybrał pytającą minę pod tytułem "idziemy?", na co od razu kiwnęłam głową i pociągnęłam go szybko za rękę w stronę kasy po bilety. Nie ma bata, chce tę film zobaczyć. Jestem ciekawa, o czym on opowiada. Ba, wiadomo że o nas, ale w jaki sposób? Tego się nie dowiem, dopóki go nie zobaczę.
Wyposażeni w popcorn i colę weszliśmy na salę kinową. W sali znajdowało się niewiele osób, ale nam to nie przeszkadzało. Usiedliśmy na samym tyle, jeszcze po drodze gadając i chichocząc co chwilę. Film jeszcze się nie zaczął - trwały reklamy. Wykorzystaliśmy tę okazję by chwilę porozmawiać o naszym życiu i co się w nim dzieje. Dowiedziałam się wielu ciekawostek z jego życia, między innymi jak poznał Chloe, że bardzo lubi jeść słodycze, zwłaszcza ciastka czekoladowe oraz to że ma bardzo surowego ojca. Współczułam mu tego ostatniego, ale zaraz pstryknął mnie w nos, bym się nie zamartwiała. W zemście szturchnęłam go w żebro, na co zwinął się z bólu - haha, punkt dla mnie.
Rozpoczął się seans. Nie powiem, film był nader ciekawy. Opowiadał o dziewczynie Joanne, chodzącej do szkoły tak jak ja. Niczym się nie różniła od innych, tyle że w dniu 15 urodzin dostała od babci magiczne kolczyki, które pozwalały jej przemieniać się w dowolnej chwili w bohaterkę. Z natury była blondynką o niezwykłych szarozielonych oczach, lecz podczas transformacji zmieniała jej się fryzura, oczy, a nawet karnacja. W tej samej szkole, choć nie w tej samej klasie był także chłopak imieniem Michael, który był dosyć problematycznym chłopakiem, ale o dobrym sercu. Przypadkiem na ulicy znalazł pierścień, który bardzo mu się spodobał i wtedy odkrył że jest magiczny. Razem z Ladybug chronili Paryż. Jako superbohaterowie bardzo się kochali i spędzali ze sobą każdy wolny czas, ale nie zdradzali swoich postaci przed sobą, jakby w obawie przed Hawkmothem. Nie wiedzieli, że w swoich prywatnych postaciach tak naprawdę się nienawidzą. Są wrogami najwyższej rangi. Film zakończył się gdy Michael przyłapuje Joanne na zmianie. Przyznaję, to był jeden z lepszych filmów, które zdarzyło mi się obejrzeć. Zadowolona spojrzałam na Adriena. On również był zadowolony. Ale miał pretensje do paru spraw, z czym się ze mną podzielił. Przede wszystkim brakowało mu kocich żartów. Niemrrrrraśnie.
Następnie poszliśmy do kawiarni, na czekoladowe ciastka, które tak lubił. W sumie ja też je uwielbiałam, ale w piekarni moich rodziców miałam okazję jeść je często. Więc zamówiłam dla siebie tylko kawę, ale nie przeszkadzało mi to w podkradaniu od niego jednego ciacha (on jest większym ciachem) czy... dziesięć. W każdym razie spędziliśmy miło czas, i nawet się nie obejrzeliśmy, a za oknem zrobiło się dosyć ciemno. Odprowadził mnie do domu i przed wejściem do niego powiedziałam:
- Dziękuję za miło spędzony czas. Może jeszcze kiedyś tak wyskoczymy?
- Myślałem, że już nigdy nie zapytasz - posłał mi szeroki uśmiech.
Już miałam odejść, kiedy złapał mnie w tali, chwycił moją brodę swoją zgrabną dłonią i pocałował czule. Chwilę później złapałam go obiema dłońmi za policzki. Wolną ręką pogładził mnie po włosach. Minął dłuższy czas, zanim się od siebie odkleiliśmy. Położyłam mu głowę na piersi i westchnęłam radośnie.
- Mari, jest jeszcze jedna rzecz, o którą muszę cię spytać. Czy zostałabyś moją dziewczyną?
Zaśmiałam się.
- To jeszcze nią nie jestem? Ty podły kocurze, wykorzystałeś mnie? - rzekłam żartobliwie, po czym pocałowałam go w nos.
- Od dziś wolę byś nazywała mnie kotku - stwierdził i pocałował mnie w czoło.
Prychnęłam na tę propozycję. Ale poczułam przyjemne uczucie w brzuchu - motylki, które sprawiały, że czułam się tak przyjemnie. Dobrze, że nie akumy. Nagle przypomniało mi się coś, co na chwilę mnie zamurowało. Spojrzałam przestraszona na mojego chłopaka (Jej! Mojego! W końcu to mogę powiedzieć!!) i wyszeptałam:
- A co powiemy Nino i Alyi o naszym związku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz